„Unijne dopłaty tylko dla prawdziwych rolników. Kościół bez pieniędzy z Unii?” – alarmowały niedawno nagłówki portali informacyjnych. Chodzi o rozporządzenie Parlamentu Europejskiego, dotyczące zmian we Wspólnej Polityce Rolnej. Zgodnie z projektem od 2023 roku zmieniłyby się kryteria przyznawania dopłat – pobieraliby je tylko aktywni rolnicy, którzy naprawdę uprawiają ziemię.
Według raportu “Polska Wieś 2020” Fundacji na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa, w Polsce zarejestrowano około 1,3 miliona gospodarstw, ale aktywnych jest zaledwie 150-170 tys. Posiadacze niewielkich działek dzierżawią je bezumownie prawdziwym rolnikom, a zamiast czynszu pobierają dopłaty do upraw, wypłacane przez UE. Tam gdzie popyt na ziemię jest największy, pobierają i dopłaty, i czynsz.
Nie podpisują umów, bo – zgodnie z obowiązującymi już teraz przepisami – dopłaty przysługują producentom rolnym, a nie posiadaczom ziemskim. Proceder ten jest powszechny, ale wszyscy udają, że go nie ma.
Najczęściej właścicielami wydzierżawianej bezumownie ziemi są byli rolnicy lub ich spadkobiercy. Ale nie tylko. Jak pisała na łamach “Wyborczej” Krystyna Naszkowska, dziennikarka od lat pisząca o polskiej wsi, to samo robią także księża. Potwierdza to prof. Jerzy Wilkin, współautor raportu „Polska Wieś 2020”.
„Kościół być może jest najbardziej nieuprawomocnionym biorcą dopłat”.
Na pewno większość proboszczów posiadających ziemię rolniczą i pobierających płatności unijne, to nie są aktywni rolnicy. W obecnych warunkach trudno byłoby sobie wyobrazić księży (poza nielicznymi wyjątkami), godzących pracę duszpasterską, w tym też nauczanie w szkołach, z absorbującą pracą rolnika. Należąca do Kościoła ziemia jest więc wydzierżawiana (na ogół nieformalnie), bądź leży odłogiem, co obserwuję chociażby w mojej okolicy” – mówi prof. Wilkin w rozmowie z OKO.press.
PiS przeciwny zmianom
Dzierżawienie ziemi bez umowy jest patologią, na której traci polskie rolnictwo. Prawdziwi rolnicy na wydzierżawione w ten sposób grunty nie mogą brać dopłat unijnych, krajowych dopłat do paliwa i materiału siewnego oraz ubezpieczyć upraw. W konsekwencji, gdy na przykład powódź pustoszy pola, pomoc od państwa dostaje nie rolnik, który stracił źródło dochodu, tylko właściciel zalanej ziemi.
Jak tłumaczy OKO.press Jarosław Kalinowski, europoseł PSL, który jest inicjatorem zmian w unijnym prawie, w takiej skali problem występuje tylko w Polsce. Polskie ministerstwo rolnictwa jest jednak przeciwne zmianom w systemie dopłat. Dlaczego?
“Rząd PiS jest przekonany, że posiadacze ziemi rolnej to ich elektorat i że blokując te zmiany zdobędą większe poparcie” – mówi OKO.press Kalinowski.
Czy stanowisko PiS-u jest także efektem lobbingu Kościoła katolickiego? Sprawdziliśmy, jak dużo Kościół ma do stracenia i czy naprawdę reforma odetnie go od unijnych środków.
Gospodarstwa arcybiskupa Dzięgi
Największą kościelną rolniczą spółką kieruje ksiądz Piotr Twaróg z archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej (kapłan z Żabowa). Dzięki unijnym dopłatom pomnaża majątek kurii podobnie skutecznie jak do niedawna Andrzej Dymer.
Ks. Twaróg był jednym z księży koncelebrujących pogrzebową mszę Dymera. Obecna na nim była tylko rodzina i współpracownicy. Nie przybył nawet arcybiskup Andrzej Dzięga, bo uroczystość miała mieć nieoficjalny charakter. Po śledztwach OKO.press, “Więzi” i „Superwizjera” TVN, dotyczących wykorzystywania seksualnego chłopców, ksiądz zmarł w niesławie.
Podobnie jak Dymer, ksiądz Twaróg często gości u kościelnych i samorządowych oficjeli. Lubi dawać prezenty. Ze swojego gospodarstwa w Żabowie przywozi całe kosze z warzywami i mięsem. Przy stole wszyscy zachwalają jego kiełbasy.
“Wkupuje się tak w łaski urzędników i polityków. Ma wyśmienite relacje z lokalnymi liderami PiS i Arturem Balazsem, byłym, ale wciąż wpływowym ministrem rolnictwa. Poza tym ma powodzenie u kobiet, jest przystojny i elegancki. Sutanna czy koloratka przegrywają u niego ze strojem świeckim, który bardziej pasuje do nowej skody superb, którą jeździ. Przyjechał nią też na pogrzeb Dymera” – opowiada nam o księdzu lokalny polityk.
Skoda ks. Twaroga jest warta 158 tysięcy złotych. Kwotę znamy ze sprawozdania Gospodarstwa Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej – spółki, którą kieruje. Do czego potrzebna jej limuzyna?
“Pańskie pytanie jest niestosowne. Czy rolnik nie ma prawa do auta, żeby pojechać do urzędu? W takim gospodarstwie nie wszyscy pracują na polu” – odpowiada nam ksiądz Twaróg.
Jego spółka to rzeczywiście nie byle jakie gospodarstwo. W Szczecinie nazywany jest “jaśniepanem” albo “obszarnikiem”, bo zarządza setkami hektarów.
Miliony zysku
Jak przyznał nam ks. Twaróg, gospodarstwo archidiecezji uprawia 460 ha. Pszenicę, pszenżyto, rzepak i buraki. Część ziemi dzierżawi od parafii i prywatnych właścicieli. Ze sprawozdania z 2019 r. dowiadujemy się, że posiada też na własność grunty warte 6,4 miliony złotych.
W tym samym roku z unijnych dopłat gospodarstwo archidiecezji dostało 515.541 zł. Zysk spółki wyniósł 792.800,64 zł. Jaka część tej kwoty trafia do archidiecezji? To pytanie ks. Twaróg też uznał za niestosowne.
Podobnie jak wszystkie pytania o Grupę Producencką GASK, której także jest prezesem. Łączy ona gospodarstwo archidiecezji oraz cztery inne spółki rolne należące do szczecińsko-kamieńskich parafii. Jak policzyliśmy na podstawie sprawozdań finansowych, w 2018 roku uprawiały łącznie 2 338 hektarów.
Rok później dostały na nie 2 099 257 zł unijnych dopłat. Grupa i jej spółki wypracowały wtedy łącznie 2 440 409 zł zysku.
Z kolei w 2020 roku, oprócz unijnych dopłat z antycovidowych tarcz antykryzysowych, dostały łącznie 1 322 900 zł.
To prawdopodobnie tylko część zysków z rolniczych biznesów w metropolii arcybiskupa Dzięgi. Dzięki przepisowi przyznającemu darmowe 15 hektarów parafiom na Ziemiach Odzyskanych, archidiecezja szczecińsko-kamieńska zyskała ponad 4 tysiące hektarów ziemi rolnej. Jak ustaliło Stowarzyszenie SOISH, w całym kraju tylko z tego tytułu Kościół katolicki dostał od państwa 76 tys. ha gruntów rolnych. Ile dopłaca do nich Unia?
15 mln zł z 14 tys. ha
W 2019 roku o wielkość wsparcia dla Kościoła z dopłat dla rolników zapytał ministerstwo rolnictwa Piotr Misiło, były już poseł Nowoczesnej. Jan Krzysztof Ardanowski, ówczesny szef resortu, udzielił odpowiedzi, ale tak, by nic nie dało się z niej wyczytać.
Nie podał sumy dopłat, a tylko udostępnił ich listę w formie liczącej aż 603 strony tabeli. Na stronie Sejmu zapisana jest w pliku, który nie pozwala na dokonywanie obliczeń. Na dodatek nie jest w żaden sposób uporządkowana, a wiele pozycji powtarza się bez powodu. Udało nam się jednak wyłuskać z niej informacje, które próbował ukryć Ardanowski.
Policzyliśmy, że w latach 2015-2018 z unijnych dopłat bezpośrednich kościoły i związki wyznaniowe otrzymały łącznie 66,7 mln zł. Zdecydowana większość tej kwoty trafiła do gospodarstw Kościoła katolickiego. W ciągu czterech lat otrzymały 59,2 mln zł. Najwięcej w 2015 roku (14,993 mln zł), a w kolejnych latach suma dopłat naprzemiennie malała i rosła, by w 2018 roku osiągnąć 14,714 mln zł.
Średnio z latach 2015-2018 Kościół katolicki zarobił na dopłatach 14,8 milionów złotych rocznie.
Kościelne gospodarstwo na każdy hektar uprawianej ziemi dostało więc średnio 1 089 zł.
Gospodarstwa dostają dopłaty m.in. za zalesienie, do owoców miękkich albo do roślin wysokobiałkowych oraz z tytułu tzw. jednolitej płatności obszarowej, czyli “do hektara”. Przy okazji dowiedzieliśmy się, do jakiej powierzchni kościelnych gruntów dopłaca Unia.
Wszystkie kościoły i związki wyznaniowe pobierały dopłaty obszarowe średnio do 14 859 hektarów, z czego 13 601 ha posiadał lub dzierżawił Kościół katolicki. Tu także nie widać wyraźnego trendu. W ciągu czterech lat powierzchnia użytkowanej przez niego ziemi naprzemiennie zmniejszała się i zwiększała, podobnie jak wysokość opłat.
Największe w Polsce
Dopłaty dostało ponad 1 750 kościelnych osób prawnych. Większość z nich to parafie, ale swoje gospodarstwa mają też klasztory, seminaria, caritasy oraz diecezje. Ich areały sięgają od jednego do kilkuset hektarów.
Największe to Braciszewo i Kwieciszewo, czyli gospodarstwa Archidiecezji Gnieźnieńskiej – łącznie uprawiają 1 311 hektarów. Z dopłat między innymi do buraków cukrowych w 2018 roku dostały 1,1 mln zł.
Na kolejnych miejscach znajdują się gospodarstwa Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku z 214 ha, Opactwa Cystersów – 155 ha, Wyższego Seminarium Duchownego Metropolii Warmińskiej – 128 hektarów, i seminarium Księży Werbistów – 101 ha.
Według GUS w 2018 roku tylko 0,9 proc. gospodarstw w Polsce miało więcej niż 100 hektarów. Te kościelne biznesy należą więc do największych w Polsce. Nie są jednak jedynymi, z których Kościół czerpie korzyści.
13,6 tys. hektarów gruntów, do których Kościół katolicki dostaje unijne dopłaty, to prawdopodobnie zaledwie około 10 procent gruntów, które posiada.
Ile ziemi ma Kościół
W 2014 r. Ministerstwo Skarbu Państwa opublikowało opracowanie, według którego do kościołów i związków wyznaniowych należy 138 211 hektarów. W kolejnych trzech latach, jak poinformował posła Misiłę minister Ardanowski, kościołom i związkom wyznaniowym państwo przekazało nieodpłatnie kolejne 2 214 ha. Większość należy do Kościoła katolickiego.
Wbrew powszechnej opinii Kościół nie jest jednak największym posiadaczem ziemskim. Więcej gruntów mają osoby fizyczne (18 mln ha), Skarb Państwa (10,6 mln ha), samorządy (1,3 mln ha), spółki (824 tys. ha) oraz spółdzielnie (177 tys. ha).
A jak Kościół zgromadził taki areał? Jak pisaliśmy wyżej, tylko na podstawie art. 70a ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego kościelne osoby prawne w latach 1992-2019 dostały 76 tys. ha tytułem zwrotu za ziemie odebrane w PRL. Kościół nadal korzysta z tego przywileju.
Według danych zebranych w 2020 roku przez Krzysztofa Śmiszka, posła Wiosny, toczyły się wtedy postępowania, zmierzające do przekazania na podstawie art. 70a kolejnych 9,8 tys. hektarów gruntów.
Poza tym Komisja Majątkowa zwróciła Kościołowi katolickiemu 65,5 tys. hektarów. A w PRL-u Kościołowi nie odebrano wszystkiego, co miał przed wojną. W 1965 r., już po konfiskatach okresu stalinowskiego, w jego rękach pozostało 38 tys. ha. Rekompensowanie odebranego mienia rozpoczął już Edward Gierek w latach 70., przekazując katolikom m.in. nieruchomości kościoła ewangelickiego.
To dzięki państwowym rekompensatom powstały największe kościelne gospodarstwa. Na stronie poświęconej historii Braciszewa – gdzie znajduje się jedno z gospodarstw archidiecezji gnieźnieńskiej – czytamy, że Kościół wszedł w jego posiadanie już w 1209 roku. Wtedy to klasztorowi w Trzebnicy książę kaliski nadał wsie Pyszczyn i Braciszewo wraz z mieszkańcami. Majątek pozostał w rękach Kościoła aż do międzywojnia. Zajmował wtedy 260 hektarów (w tym 203 ha ziemi uprawnej).
Po II wojnie światowej został znacjonalizowany, a w III RP państwo zwróciło Kościołowi z początku tylko 50 hektarów. Pozostałe 662 hektary to “częściowy ekwiwalent za upaństwowione ziemie należące do poszczególnych parafii”, jak pisze lokalny historyk.
Wyjątek od zakazu obrotu
Kościół może też bez przeszkód kupować grunty. W 2016 roku rząd PiS ograniczył obrót ziemią rolną, by uniemożliwić wyprzedawanie jej cudzoziemcom. Projekt ustawy na jej nabywanie pozwalał tylko rolnikom, samorządom, Skarbowi Państwa lub Agencji Nieruchomości Rolnych (dziś KOWR). Dzięki poprawce ministra Ardanowskiego do uprzywilejowanych podmiotów dołączył także Kościół.
Potrafi z tego przywileju korzystać. Na przykład w lutym 2021 roku, jak ujawniła “Wyborcza”, archidiecezja poznańska kupiła 110 hektarów gruntów rolnych “z dużym potencjałem inwestycyjnym” wartych ok. 15 mln zł.
Co więc Kościół robi z ponad stoma tysiącami hektarów, których nie ma w wykazie dopłat udostępnionych przez resort rolnictwa?
Część z nich może być w posiadaniu podmiotów gospodarczych, kontrolowanych przez Kościół, ale nie zarejestrowanych jako kościelne osoby prawne. Są nimi na przykład spółki szczecińskiej archidiecezji, którymi kieruje ks. Twaróg. Pozostałą ziemię Kościół po po prostu dzierżawi rolnikom.
Kuria bierze 50 proc.
Znaczna część jest dzierżawiona zgodnie z unijnym prawem. „U nas parafia podpisuje umowę z rolnikiem, który dzierżawi ziemię i to on występuje o dopłaty. Umowy, a zwłaszcza wysokość dzierżaw negocjuje kuria, gdyż ma z tego 50 procent. Z tego też powodu raczej nie ma dzierżaw bezumownych, a gdyby się zdarzyły to bez wiedzy ekonoma” – mówi OKO.press pracownik jeden z kurii.
Każda kuria opłaty od przychodów z ziemi rolnej ustala samodzielnie. Jak ujawniliśmy, w diecezji łowickiej proboszcz z czynszu dzierżawnego musi na fundusz diecezjalny przelać 30 procent. Z dopłat 25 proc.
Proboszczowie często ogłaszają przetargi nadzorowane przez ekonoma kurii. Na przykład w parafii w Mąkowarsku w diecezji pelplińskiej w 2017 roku miał do wydzierżawienia 82 ha na dziesięć lat. Cena wyjściowa wynosiła 1200 zł za hektar za rok, co było średnią wysokością wylicytowanego czynszu dla kujawsko-pomorskiego za rok poprzedni. To o 111 zł więcej niż średnia wysokość unijnych dopłat, które Kościół dostaje do uprawy jednego hektara.
Zyski Kościoła z posiadanej przez niego ziemi są więc co najmniej kilkukrotnie wyższe niż 17 mln złotych, które dostaje bezpośrednio z unijnych środków.
Kościół nie straci
A czy Kościół może stracić na zmianie kryteriów ich przyznawania? Jeśli tak, to tylko tam, gdzie proboszczowie bezumownie dzierżawią komuś ziemię. Trudno oszacować, ilu z nich to robi. “Właściciel nawet przed najbliższymi sąsiadami o tym nie rozmawia i udaje, że użytkownik pomaga mu w uprawach (…). Ze względu na zmowę milczenia zjawisko to jest niezwykle trudne do ustalenia i nie znamy jego pełnej skali” – pisali autorzy raportu “Polska Wieś 2020”.
Z pewnością nie jest to powszechny proceder wśród proboszczów, bo – jak pisaliśmy wyżej – Kościół pobiera dopłaty do zaledwie około 10 procent ziemi, którą posiada. Nawet gdyby okazało się, że wszystkie te grunty są wydzierżawiane bezumownie, nie znaczy to, że Kościół straci na zmianach kryteriów przyznawania dopłat. Jeśli księża będą do tego zmuszeni, podpiszą umowy z dzierżawcami, a czynsz wynagrodzi im utratę unijnych dopłat. W bilansie kurii niewiele się nie zmieni.